Nareszcie street food i nasze ukochane zupy na równoległej ulicy do Koh San (niestety nigdy nie pamiętam jak się nazywa). Objedliśmy się koncertowo i naprawdę nie mogliśmy się zdecydować ile brać dokładek Tom Yamów. A potem w planie piwko i masaże – miodzio. Xepa postanowił zaeksperymentować i zamiast Tigerka kupił nowe piwko. Kurde ! Nowy browarek okazał się być naszym lubelskim cydrem i to na ciepło – ohyda ! Masaże też nam się zajefajnie z Tomkiem udały – wyspaliśmy się troszeczkę ale niestety brak czujności spowodował, że Tomuś obudził się w „uściskach” Pana masażysty. ZONK! Nigdy więcej masaży na śpiocha !
Żarełko w Bangkoku – bez komentarza. ..

Zdrówko 🙂