Co prawda nie było ziemniaczków z ogniska tylko znowu ryż a po piwo chłopaki musieli wysłać umyślnego. Na pewno też naszym posiłkiem podzieliliśmy się z całym klasztorem i czterema dodatkowymi kucharzami ale daliśmy radę. Byliśmy zmęczeni i znużeni, nie wiedzieliśmy co nas czeka w następnym dniu a tu jeszcze zaproszono nas na wesele, które grało nieopodal przez pół nocy. Nie poszliśmy, nie potańczyliśmy, nie poimprezowaliśmy a i tak spaliśmy tylko 2 godz, bo o drugiej skończyło grać wesele a o czwartej zaczęli się modlić mnisi. Mocna sprawa.