Skip to main content

Ciepłego, popołudniowego listopadowego dnia.. przygnani tambylstwem wchodzimy leniwie do mediny-starego miasta XV wiecznego Fezu. Nastroje w ekipie dopisują, głowy się kręcą wkoło, gaadaamy, oglądaamy, szukamy się wzrokiem, puzderka na pólkach, torebki, klatki na ptaki, głowa wielbłąda na mięsnym straganie ujęcia, ujęcia ..pstryk, pstryk w głowie, pstryk,pstryk w aparacie..ale tu jest inaczej…. Lekkie ciepełko w listopadowym świetle co dla nas znaczy sweterek, niebieskie niebo i kolor popołudniowego słońca na ścianach wąskich uliczek starego miasta…włóczymy się..
Sklepikarze, turyści z dyndającymi na szyjach aparatami rozglądają się, mieszają z mieszkańcami, Ci ostatni w długich pelerynach z kapturem z lekkiej wełny i buty..wsuwane, kolorowe płaskie klapki bez pięty do szpica jak w bajce o Sindbadzie…Panie robią zakupy w barwnych chustkach na głowie, długich spódnicach, płaszczykach z długimi rękawami no i w sindbadkach. ..na tle tych wąskich uliczek tajemniczego miasta, zapadającego zmroku.. wszyscy wyglądają jak postacie z bajki …ciepłe, miłe wrażenie w dzisiejszym zmatrycałym świecie, jeansów, polarów, goretexu i koszulek piłkarskich wylewających się z każdego zaułka na świecie i nadmorskiej promenady..ale nie teraz, nie tutaj..