No i już wszystko się skończyło. Jesteśmy właśnie na lotnisku w Tokio, Krzysiek za chwilę leci do Hongkongu a ja za 3 godz. do Paryża. Wczoraj niestety nie udało mi się nic napisać, bo trochę z okazji Krzyska urodzin imprezowaliśmy i dlatego spróbuje dzisiaj nadrobić prawie 3 dniowe zaległości.Nie wiem czy mi się to za bardzo uda, ale po krotce napisze co się działo.
Wczoraj wiadomo – wieczorem impreza z Amerykanami i trochę ze Szwedami. Amerykanie oczywiście zdziwieni, że można pić breezerki a nie piwo i że w ogóle można tyle pić a nie np. tylko 2 piwka. No, ale niech im będzie, podejrzewamy, że dzisiaj Robbie nie wstał na zwiedzanie Tokio, przynajmniej będzie pamiętał o Krzyska urodzinach jeszcze przez jakiś czas.
Wracając jednak do zwiedzania – wczoraj byliśmy w Nikko, takiego ich mauzoleum Ieasu Togugawy (czy jakoś tak), który był najbardziej znanym japońskim szogunem. Miejsce ładne ale niestety cały dzień padało i zmarzliśmy przeokropnie nie zobaczywszy parady Festiwalu Kwiatów, który miał się odbyć tego dnia.