Hallo, Jestesmy!!!! Nie nie myslcie, ze nas porwaly szimeile albo zjadly skorpiony w Bangkoku, o nie!!!!!! Nie powalila nas „…one night in Bangkok….” ani morskie fale Zatoki Tajskiej. Zyjemy i mamy sie dobrze w raju na Koh Tao. Dali my rade i przyszylismy po 6 godzinach jazdy ekstrawaganckim autobusem i 1.5 godzinie rzygania na promie.
Nocka w Bangkoku zaliczona – masaz stop w 8 osob, jedzenie skorpinow i glizd, wyscig rydwanow (tuk-tukow) na jednym kole i oczywiscie ping-pong show. Niektorzy zeby zaspokoic niedosyt zostali jeszcze na popawke na Patpongu. Podobno przezycia niezapomniane, mam nadzieje, ze pozostana tylko wspomnienia a nie pamiatki. Teraz z utesknieniem czekamy na tych co na Koh Samui przygotowywuja sie do morskiej przeprawy do nas, (a morze wzburzone, Krowka nie bedziesz miala latwo). To tyle, odezwe sie jutro, bo rum czeka na plazy a wystep Drag Queens za rogiem. Nie ma dzis zdjec, ale moze jutro sie pokazemy jak Borek przywiezie nettopa.
POZDROWIENIA DLA MOJEGO CHOREGO SYNKA!!!! TRZYMAJ SIE SYNEK, MAMUSIA I TATUS CIEPLO MYSLA O TOBIE, PANCAKOWIEC JESZCZE ROBI NALESNIKI I JAK ZWYKLE JEST DO NIEGO OGROMNA KOLEJKA.
A tu kilka fotek z Bangkoku: