Wiem, ze malo pisze ale zarobiona jestem jak zwykle i jak zwykle obiecuje to zrobic po powrocie. Teraz jednak w skrocie pisze co sie ostatnio dzialo.
Wlasciwie to zaczne od 22 listopada, kiedy to po pozegnalnej imprezce w Viang Vien zostawilismy Anie i Bartka i pojechalismy zwiedzac park z 200 Buddami w stolicy Laosu- Vientian. W tym celu wynajelismy wlasnego busa i wesolo pomkelismy w strone granicy. Ale okazalo sie ze droga do parku Buddow to nasza A4 w szczycie przebudowy i w obawie przed spoznieniem sie na pociag wrocilismy na most Przyjazni. Zrobilismy Miski z Aga,Justi,Jaskiem i Tomkiem -bo bogaci zyja inaczej i lataja samolotami.Reszta zapakowala sie do pociagu z kuszetkami …i Alle jak to mowi Bella.Po szybkim desancie na Wars i zajeciu strategicznych pozycji przygotowywalismy sie do wojny polsko-rusko-niemieckiej.W koncu jednak tylko odspiewalismy Rote i poszlismy spac!
Zajazd na Bangkok odbyl sie sprawnie.Podzielismy nasza kompanie na 3 dywizje.Pierwsza zaczela atak z powietrza jeszcze 22 a reszta zaatakowala od ladu 23. To miasto jednak potrafi pokonac-upalem,halasem i komercja ( targ na wodzie 800 thb). Poddalismy sie i tym razem na dobre pozegnlismy Age,Justi,Jasia,Tomka a nawet Domi,Karole i Witka i popoludniowym autobusem pojechalismy w kierunku Koh Samet.. No i peszek – to jest glownie imprezownia dla Tajow a w dodatku to byla sobota.Blakalismy sie wiec do 1 w nocy za spaniem i znalezlismy dziuple na drzemke choc juz byly projekty spania na plazy lub u masazystek.Rano bez ogladania sie za siebie,bardzo grzecznie wrocilismy do naszej Duki w Rock Sand na Koh Chang.Od tego momentu wiedziemy zywot plazowo-barowy. Przez dwa wieczory bawilismy sie w „Czarownice z Eastweek”, bo znany Wam wszystkim Jack N. alisas Glus zostal z 3 laskami i musial sobie z nami poradzic. Potem pozegnalismy Marlenke a Czika i Sebek pojechali na Ko Tao sprawdzic pogode i usciskac sie z Magda i chlopakami.A my dalej w droge! Teraz wlasnie powoli konczymy swoj pobyt na malenkiej blantowej wyspie Koh Mac. Chcielismy tu zostac dluzej ale ujawnil sie znowu LUCK. Tym razem barman z 3 kolorowej chatki, postanowil odwiedzic Bellusie o 2,07 ze slowami: „HONEY, YOU REMEMBER IM LUCK”.Bellusia zazwyczaj otwarta na nowe znajomosci zarzadzila dzis odwrot, wiec jedziemy na Koh Kood. No okaze sie !
Pozdrawiam Anka
ps.Do konca wyjazdu uzupelnie opisy, zagladajcie wiec w starsze posty.