Skip to main content

Gościnność po amerykańsku.

Seba jak na amerykańskiego gospodarza przystało dał nam się przespać na podłodze a potem wyłączył nam prąd. Teraz mówi, że wszystko to było po to, żebyśmy wiedzieli, że nie jest lekko w tej Ameryce. Na szczęście byliśmy na to przygotowani, bo mieliśmy swój materac a po 24 godz bez prądu chłopcy się wk…. i zerwali plomby z licznika w imieniu świętego, konstytucyjnego prawa do energii atomowej. Potem Krzysiek znalazł bezpłatne wifi na Sebastiana ogródku i znowu przeskoczyliśmy w 21 wiek.

Zanim jednak sobie tak fajnie poradziliśmy gościliśmy się 2 wieczory u Dany i Sławka, którzy mieszkają nieopodal czyli pół godziny drogi od Sebastiana.Tu wszystko tak wygląda, że niby blisko a daleko. Każde większe miasto jest otoczone innymi mniejszymi miasteczkami i w zasadzie wszędzie jest tak jak na Śląsku. Wjeżdżasz z miasteczka do miasteczka i nawet nie wiesz gdzie jesteś dopóki nie przeczytasz na jakimś banku nazwy jego oddziału.
Tak, więc Dana i Sławek z córkami mieszkają w Troy w bardzo fajnym domku, który sami wyremontowali, zainstalowali jacuzzi na dworze i robią mega imprezy dla swoich znajomych. Jedna impreza na bagatela 50 osób nas ominęła ale i tak mieliśmy szczęście skorzystać z ich gościnności objadając się przepysznymi potrawami przygotowanymi przez panią domu. Do tego mojito i steki przygotowane przez Sławka i Sebastiana dopełniły pełni szczęścia. Uwaga dla zainteresowanych (już Ci do których piszę wiedzą o kogo chodzi) podaję przepis na mojito a’ la Sebastian: do moździerza wrzucasz 6 listów świeżej mięty, ćwiartkę limonki, łyżeczkę cukru trzcinowego, dodajesz trochę skruszonego lodu i ugniatasz tak aby wycisnąć sok z mięty, przelewasz wszystko do szklanki jak do whiskey, wlewasz 40 g ciemnego rumu bacardi, dosypujesz kruszony lód i troszkę wody gazowanej, mieszasz i wypijasz na zdrowie. No i cały sekret.

Na szcęście te wieczorne uczty nie kończyły się już przejedzeniem, bo to co oglądaliśmy i obserwowaliśmy w centrum Detroit porządnie nami wstrząsnęło. Siedzieliśmy 2 godz. na nadbrzeżnym pasażu przed budynkiem GM Center, nad brzegiem Huron River, naprzeciwko Kanady i obserwowaliśmy ludzi.

Tego u nas nie ma!!!!!!!!!!!!!!!. Mamo – miałam dla Ciebie zrobić kilka zdjęć pupiastych Murzynek ale przepraszam – nie da się. Tak mnie zatkało, że nie widziałam czy mogę je w ogóle zrobić. Dla mnie to byli chorzy ludzie i nawet nie byłam w stanie ocenić ich wagi. Martin mi mówił, że widział w Anglii strasznych grubasów i że nie ma grubszych kobiet od Brytyjek, ale ja sobie tego nie jestem w stanie wyobrazić. Co to były za widoki! Obiecuję, że jak tylko dojdę do siebie to zrobię kilka zdjęć. W każdym bądź razie mnie i Krzyśkowi pozostają 2 drogi:
– pierwsza – jesteśmy szczupli, piękni i młodzi i wszyscy mogą nam naskakać, bo na palcach u jednej ręki można policzyć tych, którzy wyglądają tak jak my;
– druga – nie znasz dnia ani godziny, kiedy staniesz się takim monstrum, że się nie zmieścisz nawet do karetki pogotowia ratunkowego i nie będzie takiego szpitala, który będzie miał łóżko operacyjne, które wytrzyma twoją wagę.
Co ciekawe, nawet w toaletach, nie wspominając w przymierzalniach sklepowych, mają tu lustra wyszczuplające, a rozmiarówki są odwrotne do azjatyckich – ja się spokojnie mieszczę w XS. Ale jestem laska, co? Szkoda, że tylko w Stanach.
Tak szczerze pisząc, to jest mi ich żal. Amerykanie mają tyle kasy i możliwości ale się ubeznowłasnowalniają taką prozaiczną rzeczą jak jedzenie. Nie będę już tego opisywać wspomnę tylko, że nawet sałatki greckie mają tu gigantyczne. Niektórzy coś próbują ze sobą robić i w czasie przerwy na lunch zakładają do swoich eleganckich biurowych strojów adidasy i chodzą w bardzo szybkim tempie około godziny. Niestety są to głównie ludzie po 45 roku życia, bo młodsi zazwyczaj w tym czasie spożywają swój lunch w McDonaldzie złożony z litrowej coca-coli, frytek i hamburgera. Boże broń nas od takiej przyszłości!!!!!

Wracając jeszcze do naszego dzisiejszego popołudnia, to dzięki informacji Dany zwiedziliśmy wystawę „ Nasze ciało”, która idealnie podsumowywała nasze dzisiejsze obserwacje. Amerykanie w przeciwieństwie do Chińczyków nie nadawaliby się na eksponaty na tą wystawę. Za długo by trwało ich preparowanie.

Jeszcze słowo o Detroit. Podobno jest drugie na liście 10 miast, które ma zniknąć w ciągu 10 lat z powierzchni ziemi – nie wydaje mi się, choć nigdy nie wiadomo. Jest tu oczywiście polska dzielnica i mnóstwo Murzynów, po Washington D.C jest ich tu najwięcej. Odwiedziliśmy oczywiście 8 milę, nie szukaliśmy jednak domu Eminema, wystarczyła nam sama świadomość, że znajdujemy się w stolicy hip-hopu, którą pożegnaliśmy ruszając na podbój Nowego Jorku.

Serdecznie pozdrawiamy Danę i Sławka i życzymy im powodzenia. Dzięki

Z Lincolna Nawigatora
– 50 mil (sami sobie oczywiście przeliczcie jak to daleko) przed NY City.

Anka, Sebastian i Krzysiek