Skip to main content

Uciekliśmy z tego lasu i tyle. Postawiliśmy na jasność, wolność i nie kończące się pastwiska z owcami, jeleniami i krowami. Wróciliśmy do głównej drogi i między kolejnymi ulewami próbowaliśmy się dostać do najbliższego dużego miasta Te Anau.

A i tu się okazało, że jednak łapanie stopa w NZ w miejscach odległych od głównych arterii jest delikatnie mówiąc czasochłonne.  Miejscowi są zajęci swoimi sprawami a turyści nie jeżdżą poboczami. Tym sposobem 2 dni zajęło nam dotarcie do Te Anau ale za to odkryliśmy w muzeum w Tautapere, że żył tam polski buszmen i awanturnik z Bochni – Rudi Osiński.

Wieczorem poznaliśmy Lynn i Nicka z RPA i Petera, który codzienne strzyże ok 400 owiec. Pokazywał nam jak to się robi i wyglądało to jak maoryski taniec. Naprawdę  jest to bardzo wyczerpująca praca. Peter ma ogromne problemy z kręgosłupem i z nogami ale zamiast tabletek zażywa piwko i jest stałym mieszkańcem kampingu, na którym się zatrzymaliśmy.

Wiele osób, szczególnie samotnych, pracujących na farmach czy przy zbiorach owoców np. czereśni i jabłek żyje w podobny sposób. Większość z nich zmienia co jakiś czas miejsce pobytu a na kampingu mają kuchnię,  sale telewizyjna, łazienkę i pralnię i codziennie nowych ludzi do towarzystwa. Muszę przyznać, że to bardzo sprytny sposób na życie.Tuatapere, 15.12.2016

Jak macie ochotę zobaczyć zdjęcia z tego wypadu to znajdziecie je tutaj:

Nowa Zelandia 2016 – Mavora i Mototapu

A na naszym kanale na YouTube Świat Czeka są nasze wszystkie, także ten z Nowej Zelandii

This slideshow requires JavaScript.

One Comment

  • janusz pisze:

    sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:

    konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie – auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do dzis sie pukam w glowe. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
    konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
    dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
    a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, menschen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem….