Właściwie plażę mieliśmy tylko dla siebie. Pod przyjemnym zadaszeniem stały plastikowe stoliki, plastikowe krzesełka i bardzo niewygodny hamak
ale my i tak głównie siedzieliśmy w wodzie
ale chociaż tez czasem na krzesełkach, gdzie zaczepił nas wesoły czterolatek
po czym pewnego przedpołudnia przyjechała delegacja z miasta Pathein, która składała się z Ministra sportu i jego świty. Jak się tylko dowiedzieli, że Jędrek gra w piłkę od razu go chcieli „zaadoptować” do Birmy ale go nie daliśmy. Za to on od nich dostał piłkę do nogi, Nieźle co?
Codziennie przychodziliśmy na zachód słońca i codziennie oprócz nas na plaży pojawiało się stado 20 krów, które spacerowały po plaży w kierunku małej pagody na skale. Jednego wieczora obudził mnie taki widok i nawoływania z wody chłopaków, bo właśnie owo stadko robiło sobie skrót przez moje legowisko. Na szczęście krowy nie są mi „dziwne’