Skip to main content

23 – 31 październik 2007 – Phuket

Posiedzieliśmy jeszcze trochę na Koh Pee Pee. W zasadzie dłużej niż w drugiej pierwotnej wersji zakładaliśmy, bo z powodu pogody mamy już kilkadziesiąt różnych wersji pt ….. No to co robimy?…. Wiadomo, nie jest łatwo podjąć decyzję, bo codziennie nam się wydaje, że już się wypadało i jutro będzie lepiej, jutro się okazuje, że g…. prawda i tak w kółko Macieju.

Skrót wydarzeń z Koh Pee Pee:
• Wycieczka dookoła Koh Pee Pee Lay – pada,
• Wycieczka dookoła Koh Pee Pee Don – pada ale tylko pod koniec,
• Spotykamy Warszawiaków, którzy mówią, że na Phukecie jest ohydnie, więc zostajemy kolejne 2 dni na Koh Pee Pee,
• Nurkowanie na King Cruser i Anamone Reef – leje i napierdziela wiatrem, mnie przewiewa uszy i nie schodzę drugi raz pod wodę, Krzyśka zaczyna chwytać małe lumbago. Oczywiście nie muszę dodawać, że pod wodą nic nie widać, bo to przecież Morze Andamańskie.
• W tym samym dniu co my nurkujemy – Martin i Jakimiak cały dzień oglądają filmy na kablówce: Martin z nudów-bo pada, Krzyś, bo wrócił o 8 rano i nie chce pamiętać co wypił poprzedniej nocy. Nam wystarczy informacja od pana z internetu, że nasz kolega fajnie potrafi tańczyć na plaży po piasku.
• Wyjeżdżamy na Phuket – na Koh Pee Pee zmienia się pogoda i żegna nas przyjemnym słoneczkiem.

A teraz siedzę sobie w bardzo przyjemnym hoteliku przy plaży Ao Kata na Wyspie Phuket i z balkonu obserwuję spacerujących w oddali po plaży Rosjan. Skąd wiem, że to Rosjanie, nie wiem ale 80 procent turystów na tej wyspie mówi po rosyjsku. Pobudowali dla nich fajne hotele i pozakładali sklepy z „elegancką” odzieżą, gdzie za 2 garnitury, 2 garsonki i suknię wieczorową płaci się 99 euro. Teraz sobie tu nasi sąsiedzi przyjeżdżają odpoczywać. A co, stać ich na 5 gwiazdek jak zaoszczędzą na ciuchach prosto od Armatniego. My też się trochę lepiej czujemy jak popatrzymy na te swojskie m… i w dodatku rozumiemy o czym sobie tak opowiadają przy restauracyjnych stolikach. A restauracji i barów i wszystkiego jest tutaj nieskończenie mnóstwo. Wyspa została „odkryta” przez hipisów w latach 70 i niestety zaraz krótko potem Królestwo zaczęło korzystać z dobrodziejstw turystyki. Można powiedzieć, że już drugie pokolenie z tego żyje i niestety to się odczuwa. Krzyśka chcieli orżnąć na stacji benzynowej na 100 bhatów a mnie prawdopodobnie okradła z bransoletki masażystka. Nie złapałam jej za rękę ale wszystko na to wskazuje i powiem szczerze, że dawno nie miałam z taką sytuacją do czynienia i trudno mi się z nią pogodzić. Krzysiek powiedział, że jak tak często mi będą ginęły prezenty od niego to następnym razem na prezent mi kupi tatuaż Zresztą nie ja jedyna coś straciłam, bo tradycji stało się zadość i Martinowi ukradli po raz drugi w Tajlandii klapki. Może tu jest tak z tymi klapkami jak w Japonii z parasolami, jak się komuś podobają to je bierze i idzie dalej, a jak się znudzą to zostawia w innym miejscu. No nie wiem, ale nasze umiłowanie własności bardzo na tym cierpi i trudno się nam z tym pogodzić.

Wrócili chłopcy z wycieczki skuterowej, bo chwilowo nie padało. Zobaczyli: kramy, kramy, kramy i kramy. Dojechali do sąsiedniej plaży Ao Karon pod 15 piętrowy hotel i wrócili zakupując piwko. Teraz im czytam co Wam napisałam a oni komentują i obserwują budową tutejszej fauny. Wnioski – liście roślin są szerokie, żeby łapać jak najwięcej wody i przetransportować ją do korzeni. I tym interesującym przyrodniczym akcentem żegnamy Państwa z pokoju 203 w Orichidacea Hotel.

Anka, Krzysiek, Martin i Krzysiek J.

PS. Jutro idziemy pojeździć na słoniach, a co też trochę możemy zaznać tej turystycznej ściemy. Żyje się raz.

PS 2 Nie byliśmy na słoniach, bo mieliśmy okazję w ostatni dzień być pierwszy raz przez kilka godzin na plaży.