Skip to main content

6 listopada wylądowaliśmy w Yangoon ale nie mam teraz pod ręka żadnej fotki. Oczywiście znalazłam hostel na downtown w największej mordowni na 20 ulicy. Poszliśmy wiec na miasto, chłopaki na masażyk a potem wyskoczyli sobie na miejscowa melinę, gdzie Tomusia napastował homuś. Nie bylo łatwo wyjść bez walki ale na obcej ziemi i w dodatku w gościach się nie bijemy. Na drugi dzień o 6 rano tylko Jędrek dał radę wstać i powyciągać nas z łóżek ! Czekała nas trasa nad morze do Ngwe Sang 2 godz w taksówce, 6 godz autobusem z lokalesami i 2 godz. vanem i już byliśmy po 3 dniach pdrozy na miejscu.